piątek, 15 maja 2015

[32] " Ostatnie pięć dni " Julie Lawson Timmer

Autor: Julie Lawson Timmer
Tytuł: " OSTATNIE PIĘĆ DNI "

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: Warszawa 2015
Ilość stron: 431

Moja ocena: 6/6
Książka z mojej półki



Kolejna książka pod patronatem klubu " Kobiety to czytają ". Nieskromnie napiszę, że mam komplet powieści z tym znaczkiem, chociaż jeszcze nie wszystkie z nich zdążyłam przeczytać. Kupuję je w ciemno i bez wahania, bo wiem, że każda z nich wzbudza emocje i porusza trudne, ludzkie tematy.
"Ostatnie pięć dni" wzruszyła mnie. Autorka zafundowała swoim bohaterom nie lada dylematy. Ciężka choroba, granice ludzkiej wytrzymałości, walka i determinacja. To książka o tym, jak zatrzymać osoby najbliższe sercu, ale również o tym, jak pozwolić im godnie odejść na zawsze, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Mara to kobieta wykształcona, żona i matka adopcyjna. Okazuje się, że w jednej chwili jej szczęście legło w gruzach. Dowiaduje się bowiem o chorobie, która nagle staje na jej drodze i niszczy wszystko. Jej sprawność, godność, jej życie...
Choroba Huntingtona to choroba genetyczna ośrodkowego układu nerwowego. To tzw. Pląsawica. Nieprawidłowe białko gromadzi się w komórkach nerwowych, powodując ich śmierć. Przebieg choroby jest powolny i postępujący. Z czasem pojawiają się zaburzenia mowy i połykania, a chory staje się uzależniony od pomocy innych ludzi. Niekontrolowane ruchy, drżenie nóg i rąk, zaburzenia umysłowe, otępienie, zaburzenia osobowości, depresja, to tylko niektóre objawy choroby. Mara zauważyła niepokojące sygnały i za namową bliskich postanowiła zbadać się. Diagnoza okazała się tą najgorszą z możliwych. Mimo, że miała mnóstwo ludzi wokół siebie, którzy nieśli chęć pomocy, to jednak kobieta podejmuje decyzję o samobójstwie, zanim Huntington odbierze jej resztki godności, świadomości i samodzielności. Zanim jej organizm zostanie całkiem opanowany przez chorobę. Mara żyje w przekonaniu, że jej 5-letniej córce adopcyjnej i mężowi będzie lepiej bez niej. Nie mogła pogodzić się ze zbliżająca się wielkimi krokami niepełnosprawnością. Coraz częściej szwankowała jej pamięć. Miała z nią coraz większe problemy i choć pamięć wewnętrzna jej dokuczała, to w przyjaciołach miała pamięć zewnętrzną. To oni pamiętali za nią i pomagali jej organizować codzienne życie. Wkrótce nie tylko szwankujący umysł dał się bohaterce we znaki. U Mary zaczęły pojawiać się charakterystyczne ruchy, zaprzestawała mieć kontrolę nad swoimi potrzebami fizjologicznymi. Nie chciała tak żyć, toteż zaplanowała jego koniec. Kobietę czytelnik poznaje na pięć dni przed planowanym samobójstwem. 10 kwietnia to data nieprzypadkowa. To jej urodziny... Mara nie potrafiła pogodzić się z utratą niezależności. Dokonała takiego wyboru, biorąc pod uwagę własne uczucia, a usprawiedliwiając się dobrem swojego dziecka i męża. Mara daje sobie jeszcze  czas... Te pięć dni, które planuje krok po kroku, by pożegnać się z bliskimi, rodziną i przyjaciółmi.
Scott to trener koszykówki. Ze swoja żoną Laurie planowali zostać rodzicami. Próby zapłodnienia in vitro kończyły się niepomyślnie. Kiedy tracą nadzieję na to, że zostaną rodzicami, Laurie zachodzi w ciążę, a w tym samym czasie na ich drodze staje ośmioletni Curtis. Jego matka jest narkomanką i Scott wraz z jego żoną decydują się na opiekę zastępczą nad chłopcem. Ta ma trwać przez rok, Za pięć dni chłopiec ma wrócić do swojej matki biologicznej. Z tym faktem nie może pogodzić się mężczyzna, bowiem pokochał on Curtisa  miłością rodzicielską. Laurie ma swój punkt widzenia, jeśli chodzi o adopcję dziecka, kiedy w ich życiu  lada chwila ma pojawić się ich rodzone dziecko.
Głównych bohaterów łączy forum internetowe rodziców adopcyjnych. Mara i Scott nie znają się w realu, ale prowadzą rozmowy, wspierają się nawzajem. Łączy ich internetowa przyjaźń.
" Ostatnie pięć dni " zafundowało mi dawkę emocji, którą zapamiętam na długo. Historia nie należy do łatwych i kończących się happy endem. Byłam ciekawa czy ten akt odwagi Mary dojdzie do skutku i jej plan uda się jej zrealizować. Czytając książkę targały mną różne myśli. Próbowałam się utożsamić z Mary i zrozumieć jej decyzję. Nie wiem czy do końca byłam wyrozumiała wobec bohaterki. Zrobienie takiego czegoś dziecku, mężowi, rodzicom, przyjaciołom jest straszne, ale czy mamy prawo osądzać bohaterkę i jej życie? Tak naprawdę tylko osoba chora wie, przez co przechodzi. Ból, cierpienie, bezsilność wobec kontrolowania własnego ciała.
Próbowałam zrozumieć i Laurie. Razem ze Scottem planowali własne dzieci. Nagle bohaterka stanęła przed nowym punktem widzenia swojego męża, który znacznie odstępował od ich wcześniejszych zamierzeń. Laurie musiała wyznaczyć nowe granice ludzkiej, macierzyńskiej miłości.
Ciekawi, życiowi, bardzo prawdziwi bohaterowie, z którymi wspólnie przeżywa się ich historie. Takie książki czyta się z zaciekawieniem i targającymi emocjami, mieniącymi się całą gamą uczuć. POLECAM powieść. Warto ją przeczytać.


4 komentarze:

  1. A mnie się jakoś Iwonka dłużyła,byc może dlatego że była zbyt przewidywalna. Co teraz sobie czytasz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkałam się z różnymi opiniami na temat tej książki, dlatego na razie nie staram się nastawiać na nic - wolę przekonać się na własnej skórze, jakie wrażenie wywrze na mnie przedstawiona historia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Iwonka zrobiłam zamówienie na Aros. Tylko jedną ksiązkę kupiłam dla siebie- nową powieść Genovy, reszta wszystko dla dzieci na DD.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pewna, że Artur Czarodziej przypadnie Twoim dzieciom do gustu. Pochwal się paczką z Siedmiorogu :-)

    OdpowiedzUsuń