wtorek, 6 sierpnia 2013

[54] " Blondynka na czarnym lądzie " Beata Pawlikowska

Autor: Beata Pawlikowska
Tytuł:  " BLONDYNKA NA CZARNYM LĄDZIE "

Wydawnictwo: G+J RBA  National Geographic
Rok wydania:  2009
Ilość stron: 278
Moja ocena 4/6
Książka wypożyczona z biblioteki

"Tym razem Beata Pawlikowska - podróżniczka, pisarka i autorka audycji "Świat według blondynki" w Radiu Zet - wyrusza do Afryki. Na dusznym lotnisku w Mombasie czeka na nią czterdziestostopniowy upał, stuprocentowa wilgotność powietrza i szumiące na wietrze palmy.
W nowej książce Beaty znajdziesz bogactwo intensywnych zapachów: aromatycznych przypraw, kadzidełek i dymu z ogniska, oraz stada namolnych żuczków, podstępnych moskitów i tłustych much. Spotkasz też wszędobylskie pająki, skorpiony, węże i jadowite skolopendry. Poznasz smak życia na sawannie i niezwykłe zwyczaje dzikich zwierząt. Wejdziesz do świata Buszmenów i Masajów, w którym istnieją tylko dwa zawody: kobiety i mężczyzny, a życie toczy się wokół ogniska. Dowiesz się, jak wygląda stuprocentowy moran, na czym polega taniec adumu, dlaczego drzewo kiełbaskowe jest nazywane afrykańską apteką i jaki alkohol można zrobić z jego owoców. Odkryjesz również, co w języku suahili oznacza słowo safari oraz jak uwolnić swoją duszę."



Zachęcona książką Martyny Wojciechowskiej " Kobieta na krańcu świata " sięgnęłam po następną podróżniczą. Tym razem wypożyczyłam egzemplarz napisany przez Beatę Pawlikowską.
Cóż... Po przeczytaniu i jej i porównaniu z pierwszą, mam mieszane uczucia.
Informacje, opowieści o czarnym lądzie były interesujące. Nie mogę temu zaprzeczyć. Najbardziej utkwiła mi w pamięci ta o księżycu i słońcu...

" N'gai - Słońce i Olapa - Księżyc kiedyś strasznie się pokłócili. Nie wystarczyły gniewne słowa i obelgi. N'gai uderzył żonę w twarz, a ona bez namysłu rzuciła się na niego pięściami. Pan Słońce wyszedł z tego pojedynku z ranami, które nie chciały się zagoić. Równie mocno ucierpiała jego duma i próżność. Jak miał się pokazać ludziom z pokaleczoną twarzą? Postanowił więc, że będzie odtąd świecił tak mocno, żeby żaden ze śmiertelników nie mógł na niego patrzeć i w ten sposób nikt nie będzie mógł dostrzec uszczerbków jego urody. Pani Księżyc postanowiła się nie przejmować. Nie świeci ani mocniej, ani słabiej niż kiedyś, dzięki czemu nawet bez lunety czy teleskopu można dostrzec blizny na jej obliczu, pozostałe po pojedynku z mężem."

Autorka w ładny sposób ujmowała swoje przemyślenia... Metafory dodają książce tego czegoś...

" Odwaga jest częścią duszy. Wystarczy z niej skorzystać. Nie poddać się słabości, odrzucić od siebie lęk i skoncentrować się na tym, co ważne. " 

Czy wiedziałam wcześniej, co tak naprawdę słowo SAFARI ? Teraz już wiem... To PODRÓŻ. W taką wycieczkę po sawannie wyruszam razem z Pawlikowską, czytając jej książkę. Dzięki Pawlikowskiej , dowiaduję się pierwszy raz o Buszmenach. Oni jako jedyni posiadają dzisiaj ten sam zestaw genów, jaki mieli prehistoryczni przodkowie. Nigdy nie wędrowali, nie zmieniali swego życia, nie musieli dostosowywać się do nowego otoczenia. Teraz są dokładnie tacy sami, jak byli tysiące lat temu. Buszmeńska osada składała się z kilku małych, okrągłych szałasów z miejscem na ognisko, w cieniu rozłożystej akacji. Buszmeni nie hodują zwierząt i nie uprawiają ziemi. Są ludem zbieracko-łowieckim. Nie budują wiosek ani miast. Wędrują za zwierzyną, gdzie oczy ich poniosą.
Jest też wiele ciekawostek. Ludzie na czarnym lądzie piją np. mleko z dodatkiem krwi krowy. Fuj.... Na przykład Buszmeni porozumiewają się między sobą językiem kliknięć :). 
 Podobały mi się rysunki autorki, oraz humor wpleciony między wierszami... Niewiele wiem o Afryce, toteż wiadomości przyrodnicze, te o zwierzętach, informacje o życiu tamtejszej ludności, ich kulturze,  były dla mnie ciekawe. 
Nie zabrakło też interesująco opisanych przygód i wrażeń, choć były nieco za bardzo "wybujałe" w niektórych fragmentach, zbyt podkolorowane i czy na pewno do końca prawdziwe? No właśnie... Tutaj coś mnie zraziło...
Książka ładnie wydana, wzbogacona zdjęciami zrobionymi przez Beatę Pawlikowską w trakcie wyprawy, wraz z ekipą, która jej towarzyszyła w podróży po sawannie.
Mam jednak ALE do ... Drażniła mnie nieco osoba samej autorki... Próbowała nakreślić siebie, jako najodważniejszą, najbardziej bystrą, najwspanialszą, wszechwiedzącą... ogólnie NAJ...  podróżniczkę. Nie bardzo mnie przekonała do swojej osoby. Ochów i achów, oraz jej mądrości było tutaj za dużo. Nieomylna wprost... PRZESADZIŁA... Jakoś tak bardziej bliski stał mi się Michał - towarzysz Pawlikowskiej, który został wysłany przez swojego terapeutę do Afryki, aby nabrał odwagi. Kłania się w tym miejscu wątek o spotkaniu z likaonami ;) 
Stylu bycia i osoby Beaty Pawlikowskiej niestety nie obdarzyłam sympatią... Książki jednak lubię czytać i kto wie... może w moje ręce trafi kolejny egzemplarz jej autorstwa ;)





2 komentarze:

  1. Iwonka osobiście także wolę Martynę Wojciechowską :-) uważam,ze takie ksiażki od czasu do czasu są swietnym zródłem wiedzy oraz przerywnikiem od obyczjówek :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Pawlikowską i jej książki, zaraz zacznę czytać powyższą, żałuję tylko, że mam egzemplarz kieszonkowy bez zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń