Autor: William Landay
Tytuł: " W OBRONIE SYNA "
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 463
Moja ocena: 4/6
William Landay z zawodu prokurator, więc doskonale odnalazł się w temacie swojej powieści. Zna się na tym, o czym pisze. Operuje fachowym językiem i udało mu się stworzyć profesjonalny obraz tego, na jakich zasadach oparte jest prawo za oceanem i jak wyglądają rozprawy.
Głównym bohaterem jest Andy Barber. Pracuje w prokuraturze okręgowej i posiada długoletni staż. Jest mężem Laurie i ojcem Jacoba. Pewnego dnia zostaje zamordowany uczeń w szkole, do której uczęszcza nastolatek. Od tego momentu zaczyna się dramat, dotąd szczęśliwej rodziny. Okazuje się, że tropy wskazują iż mordercą może być Jacob. Chłopak twierdzi, że jest niewinny.
William Landay wie jak działa system w sądownictwie i jak może bronić swego syna. Musi wybrać między sprawiedliwością, a miłością do syna. Proces szybko toczy się, sam zostaje odsunięty od sprawy i jest przesłuchiwany. Rodzina "ląduje" pod skrzydła psychologa. Chwytając się każdej deski ratunku, żeby udowodnić niewinność Jacoba, brany jest również pod uwagę fakt, że mógł zadziałać MAOA - mutacja genu, który może zakodować ciało tak, by w pewnych okolicznościach było bardziej agresywne. Te fakty wiążą się z mroczną przeszłością prokuratora, o której nie da się zapomnieć. W fabule przeplata się i wątek obyczajowy. Do czego można posunąć się, by chronić swoją rodzinę. Czyż miłość nie potrafi być ślepa? Mimo przeciwności losu wierzyć bezgranicznie, z uporem i za wszelką cenę w niewinność syna.
Thriller sądowy, owiany tajemnicą, poszlakami, pytaniami... Rzeczywiście czyta się powieść jednym tchem. Autor potrafi opowiadać i do ostatniej kartki trzyma w napięciu, jednak nie mogę zgodzić się z twierdzeniem New York Times, o tym, że jest to powieść genialna, która zdarza się raz na dziesięć lat. Zakończenie dziwne i nie do końca jasne. Sama nie wiem, jak mam je rozumieć? Co tak naprawdę się wydarzyło? Przeczytałam ostatnie rozdziały dwa razy, myśląc, że umknął mi jakiś znaczący wątek, ale moja głowa chyba pracuje na zwolnionych obrotach w tym przypadku. Jak mam rozumieć koniec? Nie wiem... Taki nietypowy.
Iwonka mnie się wydaje że Jacob był winny :-) Przynajmniej ja sobie takie zakończenie dośpiewałam.Mnie sie podobała,dlatego moja ocena była wyższa,ale fakt że koniec taki własnie nietypowy.
OdpowiedzUsuńCo do "dopóki cie nie zdobede" to absolutnie nie domysliłam się kto jest winny.ciągle wszystkie poszlaki były skierowan na Zoe.Oczy mi wyszły z orbit jak dowiedziałam się że to nie ona.teraz widze ze było sporo niejasności w zachowaniu claudii (brak kontaktów cielesnych z męzem,zastawianie brzucha grubym szlafrokiem itp).super ksiażka,jedna z najlepszych jakie czytałam.
Tak,dokładnie.Mi sie zdaje ze ona jako jedyna od początku wiedziała jaki jest ich syn i do czego jest zdolny.w dodatku to znikniecie tej Hope na wakacjach,myslę zeto przelało czarę goryczy i żeby Jacob uniknał sądu ona wymierzyła mu swoja karę.zwyczajnie wolała by zginał niż żeby wszyscy mieli go za potwora.Ja tak zrozumiałam :-)
OdpowiedzUsuńLuknij sobie w moje komentarze ksiazki "Syndrom...".dostalo mi się od autorki za recenzję :-) Swoja drogą wcale nie chałam nikogo obrazić,zwyczajnie nie podobało mi się jak została napisana ale wcale nie była nudna.gdyby nie ten brak chronologii ksiazka dostała by 5.
OdpowiedzUsuń